Archiwa tagu: fotograf przyjechał

65

34_2015

Nie poznała mnie, ale mimo to zaprosiła do środka, do kuchni. Próbowałam jej przypomnieć, że byłam u niej, że jeżdżę i robię zdjęcia.
„– Oj, ale ja nie potrzebuję zdjęcia. Proszę zobaczyć, ile u mnie zdjęć” – wskazuje mi kredens w kuchni, ze zdjęciami założonymi za szybki.
„– O, jest tu to zdjęcie, które ja pani zrobiłam! Z wnukiem i córką. Córka mówiła, żeby schowała pani włosy do zdjęcia, bo kto to widział staruszkę z siwym warkoczem. A pani się uparła i powiedziała, że chce, aby tak ją pamiętać”.
Przyjrzała mi się uważnie.
„– Teraz sobie panią przypomniałam. Dzień dobry”.

93

44_2015

„To na paszport. Jak młoda byłam, to nie było za co zdjęcia zrobić. Proszę się wtedy u matki o zdjęcie, a skąd ona weźmie? Nie ma zdjęcia, bo nie było pieniędzy. Fotograf był, czasami przyjeżdżał do tej wioski za rzeką. Tam teraz granica.

Moja siostra już przy śmierci była i prosiła u mamusi, aby zdjęcie zrobić. A mama mówiła: a za co, skąd ja wezmę pieniędzy. I nie zrobili zdjęcia. Potem mamusia tak płakała: czemu ja u kogo pożyczyła! I teraz nie mam zdjęcia siostry. 14 lat miała, jak umarła”.

29

26_2014

Pojechałam po dwóch latach do pani, która robiła szydełkiem serwety z pociętych na paski torebek foliowych i do pana, który był kiedyś kinooperatorem.
„Agnieszka! Wpierw pani nie poznałam. Myśmy wypatrywali, myśleli, czy ty przyjedziesz jeszcze tu do nas. Tamta fotografia się zawieruszyła gdzieś, szukaliśmy, tak nam żal jej było. Może nam teraz jeszcze raz zrobisz?”

AGA_4124

20_2014

Na rowerach podjechali Ania, Dominika i Tomek. Mieli wakacje, trochę im się nudziło, chcieli zdjęcia i chcieli pogadać. Zanim jednak cokolwiek się wydarzyło, babcia krzyknęła zza płotu, że „nie wolno dzieci kamerować, bo potem w telewizji mówią, że w PGR-ach bieda”.
Poszliśmy razem do rodziców zapytać o zgodę. Długi budynek, kilka mieszkań ze wspólnym podwórkiem i ogródkiem. Gołębniki, garaże, szopki, sławojki. Poznaliśmy mamę, drugą babcię, brata. Zrobiłam zdjęcia z psem, z rowerem, w ogrodzie, przed domem. Dostałam koperek. Dzieci odprowadziły nas do samochodu: „Tu jest zakład, w tym magazynie jeszcze wszystko działa, mój tata tu pracuje przy paszach. Tu jest świetlica z bilardem, sami sobie bierzemy klucz, jak chcemy. Tu powiesił się tata naszego kolegi. A tu mamy huśtawkę”.

20 - Kopia

18_2014

Zahamowałam, gdy zobaczyłam szyld zakładu fotograficznego. Wewnątrz budynku szerokie, skrzypiące, drewniane schody. Zakładu nie ma od roku, działał tylko przez chwilę. Na piętrze mieszka jedna pani – „Bronisława – takie zacofane imię! Teraz nikt już dzieci tak nie chrzci”.Posadziła nas w kuchni, sama usiadła na taborecie, poczęstowała kawą i drożdżowymi bułkami. „Rodzice tu spod Suwałk przyjechali. Nas była czwórka małych dzieci, ojciec wsadził nas wszystkich do wielkiej drewnianej beczki po kapuście, beczkę na wóz i tak tu przyjechaliśmy. Ach, lalko, tu wszystko było – w jednym domu na stole zostały talerze z zupą, tak Niemcy uciekali. Mama bała się, że wrócą i nie chciała mieszkać w miasteczku, tylko w lesie, na uboczu. Zdjęć nie mam, tu fotografa nie było. Teraz tylko ten szyld wisi”.

16

15_2014

„Żywe takie te zdjęcia robicie, aż w oczy bije” – powiedział młody sołtys, oglądając na fotografii siebie i ojca. Stoją na środku wielkiej pasieki schowanej wśród pól, syn obejmuje ojca ramieniem.
„To ojca królestwo. Ale on już siły tyle nie ma, co kiedyś, a urobek jest duży. Jak miód kręcimy, to we trzech braci mu pomagamy. Ja najbardziej, bo na miejscu jestem. Ładne to wyszło, ojciec taki uśmiechnięty. Będzie na pamiątkę”.

15

14_2014

Gospodyni stała w progu z rękoma po łokcie unurzanymi w mące. Myślała, że jesteśmy świadkami Jehowy i prawie nas pogoniła wałkiem. A skończyło się tak, że razem lepiłyśmy te pierogi, a potem dostałyśmy je na obiad. W międzyczasie poznałyśmy całą rodzinę, która przewijała się przez otwarty dom.
Na rodzinnym zdjęciu przed domem było 11 osób.

20140714_193352

9_2014

„Dla piękności go tu postawię, tak to umyśliłam. Może być?” – pozowali na ganku domu.
Irena i Jan. Byli małżeństwem od 40 lat, nigdy nie mieli dzieci. Mieszkali w małym dworku, który przed wojną należał do majora Wojska Polskiego. Zdjęcie zamierzali wysłać siostrze i bratowej. Podarowali nam domowy twaróg, słoik świeżo usmażonych malin i butelkę mleka. Nocowaliśmy na ich łące, tuż nad jeziorem.

8

7_2014

„Najpierw przyszedł Niemiec, potem nastał Rusek, a na końcu przyszedł Polak” – opowiada gospodarz, przerywając pohukiwaniem na psy. Pohukuje po litewsku. Gdy powstała granica,
17 gospodarstw zostało po stronie ZSRR, a tylko 7 ‒ tutaj.
Zaproponowałam zdjęcie. Powiedział, że żona na pewno się nie zgodzi. A potem zapytał, na kiedy bym je przywiozła.

6 - Kopia

5_2014

„Jak coś kupuję to tak, aby pasowało, bo ja lubię kolory” – tłumaczyła gospodyni. Wyszywa, dzierga, robi ozdoby z papieru.
„Muszę mieć czymś ręce zajęte. Muszę robić. Jak nie robię, to po ścianach chodzę”. Poruszając się o kulach, prowadziła mnie od pokoju do pokoju i pokazywała swoje dzieła.
„Sama tak podróżuje? A jak to zdjęcie zrobi?” – zwracała się do mnie w trzeciej osobie.
Pozowała przed domem, wśród barwnych kwiatów, upewniała się, że w kadrze nie ma nic zbędnego. Odrzuciła na bok kule. „Do zdjęcia nie chcę być kaleka, ładnie ma być”.

3

2_2014

Zatrzymałam się, gdy zobaczyłam malowniczo położony, drewniany dom na górce. Zajrzałam przez okna – był opuszczony.
Gdy wracałam do auta, spotkałam pana Antoniego. Szedł polną drogą, pchając stary rower. Miał znoszony kapelusz, siwą brodę i błysk w oku.
„Ja do zdjęcia dziś nie stanę, wypity jestem”. Był, ale tylko trochę. Dzieci ma w Anglii i w Niemczech, mieszka z chorą żoną.
„A czy pani mężatka? Taka fajna, a nie mężatka?”.
Rozmawialiśmy jeszcze chwilę, ale zbierało się na burzę.
„No to co?” – zapytał pan Antoni. „Będziemy się żegnać?”.

18_2013

Jedenaście kobiet, trzy pokolenia – spotykają się w świetlicy, aby śpiewać. Po polsku, po rosyjsku i po chachłacku. Wewnątrz nieużywanego pieca trzymają flaszkę – „Chowamy tam, żeby chłopy nam nie wypiły”. Flaszka trafiła na stół, razem z wędliną, pomidorami, chlebem i tekstami pieśni. Mają koło gospodyń wiejskich, jeżdżą na festyny i przeglądy śpiewacze. „Ale wspólnego zdjęcia to my nie mamy, aż wstyd”. Zrobiłam więc jedno wspólne i osobny portret każdej z nich. Pozowały z własnoręcznie wykonanymi kwiatami z bibuły. W świetlicy ma powstać tablica ze zdjęć, z podpisami i listą nagród zespołu – „A niech zobaczą wszyscy, jakie fajne babki jesteśmy”.

20_2013

„Do zdjęcia to nie, bo ojciec jak pani widzi, w pidżamie właściwie i nieogolony. Ja bym go musiała podnieść, a już nie mam siły. On nie słyszy, ma 98 lat i medal Sprawiedliwego Wśród Narodów Świata. Żydków ratował, bo ich rodzina z nimi jeszcze przed wojną ten pałac na pół kupiła i sąsiadami byli. Mieszkała obok Żydówa z dziećmi, bo ją mąż zostawił. Ojciec ich chował w chlewie, potem furmanką gdzieś wywiózł, oni się uratowali i teraz ojciec dostaje taką zapomogę w dolarach, z fundacji w Ameryce. Oczywiście, my jesteśmy katolicy.
Dobrze, to pani jednak zrobi to zdjęcie, ale tylko dla nas, proszę go nie podawać do prasy. Żeby tutaj ojca nie nachodziły jakieś bandziory – bo po wojnie tak było, że go nazywali żydowskim pachołkiem i wszyscy myśleli, że od tych Żydów on dostał złoto”.

2

2_2013

Fotografowałam wszystkie dzieci ze wsi. Dla najmłodszego z nich było to pierwsze, własne, papierowe zdjęcie w życiu.
Gospodyni zastawiła stół resztkami po niedzielnym obiedzie – był rosół, pierogi, ciasto. Zza płotu wyjrzała sąsiadka – „A mnie by pani też zdjęła?”.
Zaprosiła do domu, pokazała robione samodzielnie narzuty oraz święte obrazki i ślubny portret, którego nie lubi – „bo tak mnie namalował, że wcale siebie nie widzę”.

33_2012

Była niedziela rano i cieszyłyśmy się, że stoimy w miejscu, obok którego będą przechodzić wszyscy idący rano do cerkwi. Już prawie widziałyśmy te portrety, to zamieszanie, te kolorowe chustki.
Robiło się coraz cieplej, brukowana droga wysychała z porannej rosy. Mijały kolejne minuty, latała mucha, w trawie obok nieczynnego GS-u bzyczały pszczoły.
Patrzymy na drogę w lewo – nikogo.
Patrzymy na drogę w prawo – nikogo.
Na końcu wsi pojawiła się pani idąca wolno, z laseczką – jedyna, która dociera jeszcze do cerkwi piechotą.

26_2012

Zrobiłam portret kobiecie, która obchodziła 90. urodziny. Zastałam ją przy obieraniu jabłek. Przebrała się, zmieniła chustkę na głowie. Nie wszystko rozumiała, gdy mówiłam, ja nie rozumiałam prawie nic – ze „swojego”  na polski tłumaczył jej wnuk z Białegostoku, który przyjechał zająć się babcią podczas wakacji. Podarował mi jajka. Przypomniało mi się jak inna starsza kobieta powiedziała, że gdy się zjada okruszyny z chleba, to ma się piękne dzieci.

21_2012

Zapadał zmrok i grupa mężczyzn z rowerami i pustymi bańkami stała pod skupem mleka. Palili papierosy i rozmawiali, pytali o nasze auto. Dostałyśmy pół litra ciepłego mleka od gospodarza, który kierował skupem. Zza płotu wyjrzała jego żona, podała zerwała dla nas ogórki i poszła na łąkę, „bo jałówki po ciemku nie znajdę”.
Zaprosili nas na noc do gospodarstwa po zmarłej mamie. „Jutro jest odpust na cmentarzu, batiuszka będzie święcił groby i owoce. Ładnie będzie. Przyjedzie do nas rodzina z Hajnówki, to zrobicie dla nas zdjęcie. Pewnie słychać, że rzadko po polsku mówię? My tu między sobą to po swojemu”.
Obiad był świąteczny – z białym obrusem, rodziną usadzoną wokół stołu, z mielonymi, swojskimi kiełbaskami i wódką.
Na zdjęciu przed domem pozowała cała, czteropokoleniowa rodzina.

18_2012

- Dobry wieczór. Przepraszam, że tak późno. Ja prowadzę Wędrowny Zakład Fotograficzny…
– Aaaa! Wiem, wiem. To samo, co we wsi obok było.
– To pan słyszał już…?!
– No przecież ja tam wszystkich znam, będą jeszcze przez tydzień gadać. Pani zatrzyma się tu na noc, to mój plac. Tylko latarni nie ma, bo burza gdzieś przewody zerwała.
– A tu jest bezpiecznie?
– Mur beton! No co pani – tu żywej duszy nie ma, to i nikt krzywdy nie zrobi. Chyba że się pani duchów boi. Albo imigrantów, co nielegalnie granicę przechodzą. Ale ich to nie ma się co bać, oni sami przerażeni.

17_2012

„Ohoho! Gdzie ty tu zajechałaś! Tu do diabła i do fotografa daleko” – mówi mężczyzna z siwym wąsem. Opowiadam, że jadę wzdłuż granicy, że zdjęcia są za darmo, a on na mnie patrzy i mówi: „Mnie nic nie musisz tłumaczyć. Tego, czego tu szukasz, za pieniądze byś nie znalazła. I dobrze, że tak jeździsz”.
W młodości miał własną ciemnię, był kinooperatorem – „Krzyżaków” widział 500 razy, bo jeździł po wioskach z obwoźnym kinem. Rozwieszali płachtę na domu i wszyscy schodzili się na oglądanie, cała wieś. Kiedyś w ogóle było weselej – w żniwa chłop za chłopem szedł z kosą, kobiety w białych bluzkach i białych chustach. Wszyscy śpiewali, a wieczorem jeszcze mieli siłę iść na zabawę.
Zdjęcie zrobiłam przed domem. Na drogę dostałam bigos i ogórki.

3_2012

Pierwsza przyszła pani Zosia z rowerem. Mieszka pod lasem, opowiedziała nam o cerkwi starowierów przerobionej na kościół, kupiła lody. Potem były dziewczynki z psem, listonosz, dwaj dziadkowie z wnuczką, właściciel starego junaka, stolarz jadący na obiad do domu.
Każdy, kto przychodził do sklepu, był namawiany na zdjęcie przez tych, którzy już je zrobili.„Patrz, jaką mam mordę wesołą! Rób, kiedy ostatnio u fotografa byłeś?”.
„Pani jemu portret zrobi, on tu najmądrzejszy”.
„O, sołtys jedzie, władza nasza. Sołtysie, przyjechali zdjęcie dla ciebie zrobić!”.
Przyszła też para z trojgiem dzieci, wszyscy ubrani jak na niedzielę. Oboje byli po rozwodach, za miesiąc mieli brać ślub. To zdjęcie było ich pierwszą, wspólną, rodzinną fotografią.

2_2012

Często pytam, czy był tu kiedyś wcześniej wędrowny fotograf. Niemal zawsze w odpowiedzi słyszę o portrecie ślubnym zamawianym u obwoźnego sprzedawcy, malowanym ze zdjęć legitymacyjnych i przysyłanym pocztą. Takie zdjęcia (z lat 50.–60.) są w prawie każdym domu. Portret najczęściej wisi nad łóżkiem, aby przynosić szczęście w małżeństwie.

1_2012

Celowo wybieram domy po wyglądzie – im smutniej i biedniej, tym większą mam nadzieję, że zdjęcie może się komuś przydać. Dużo jest domów opuszczonych – zatrzymuję się przy nich i wścibsko zaglądam do środka. W tym jednak ktoś mieszkał.Jeśli się nie boicie, to wchodźcie – gospodarz siedział przy rozwalającym się kuchennym stole i zabijał muchy. Nie chciał zdjęciła, bo nie miałby go komu dać. Kwiaty przed domem posadziła matka. Zmarła niedawno, a kwiaty dalej rosną same.

„Pokierował” nas do sąsiada, wsiadł na składak i objechał całą wieś, mówiąc wszystkim, że fotograf przyjechał.