„A ty nie potrzebujesz czasami odpocząć od tych wszystkich historii?”.
Archiwa tagu: historia zamiast zdjęcia
4_2_2015
1 kilogram mąki
2 ¼ litra mleka
6-8 jajek
375 gramów masła
1 łyżeczka drożdży
3_2_2015
„Naszą wieś zelektryfikowano pod koniec lat 70-tych. W szkole podstawowej odrabiałem lekcje przy lampce naftowej. A Niemcy mieli tu prąd jeszcze przed wojną. Jak ludzie z Podkarpacia tu przyjechali, to palili ogniska na podwórkach i budowali szałasy, bo bali się wejść do środka, do domu”.
15_2015
„U nas to się nie mówi, że coś jest niemieckie, tylko, że jest germańskie. Gdyby nie dziki, to nic by nie było. A jak co niedzielę pójdzie się do lasu, to one zawsze coś nowego wyorają”.
17_2015
„Dziwni to musieli być ludzie, że wszystko tak podpisywali.”
31_2015
Pod granicą z Rosją spotykałam ludzi, którzy urodzili się w Bieszczadach, w Beskidzie Niskim. W Tworylnym, Jaworniku, Duszatynie.
„Ja jestem Łemko. U nas całe wsie były łemkowskie”. Pamiętają z nich klepiska, strzechy, piece, żarna, łapcie, koszule z konopi, wesela, nazwy strumieni i najbliższych miasteczek.
„Takich wiosek to już nie masz. Kto by wtedy pomyślał, że lodówka będzie w domu? Albo telefon? Tam teraz wszystko zarośnięte, nic nie ma. Minęło, poszło, a co będzie, to nie wiadomo”.
Byłam w Tworylnym dwa lata temu i miałam przy sobie zdjęcia z tej wyprawy. Chciałam je pokazać, ale nie chciał oglądać, przeklął tylko coś pod nosem. Potem jego żona powiedziała mi, że był w Tworylnym kilkanaście lat temu. Zobaczył miejsce po swoim rodzinnym domu. W piwnicy znalazł zardzewiałą podkowę i wziął ją ze sobą. I powiedział, że nigdy nie wybaczy.
38_2015
„Kto tam z tobą o Żydach porozmawia, jak oni wszyscy w pożydowskim mieszkają”.
40_2015
„To będą ogórki po żydowsku. Czyli słodko-kwaśne”.
42_2015
„Jakie to młoda dziewczyna mogła mieć marzenia tuż po wojnie! Jak wtedy nic nie było, jeść nie było co. Ale marzyłam mimo to, a pewnie. Chciałam być kiedyś pilotem samolotu i latać po świecie. Do dziś samoloty lubię, chociaż nigdy nie leciałam”.
10_2015
„Tu każdy w domu coś takiego ma. To się po prostu znajduje czasami pod nogami.
Fotografować możecie, tylko niech nic mi nie zginie”.
11_2015
Miał siedem lat, gdy tuż po przyjeździe, łaził z innymi dzieciakami po wiosce. Trafili na niewypał.
I tak w dwa lata po zakończeniu wojny, odłamkiem z niemieckiego lub radzieckiego pocisku wybite zostało oko ukraińskiego chłopca, którego przesiedliło tu polskie wojsko.
9_2015
Sołtys ma wykrywacz metali i chodzi z nim po lesie. Wierzy, że gdzieś są skarby zakopane przez Niemców. „Ale więcej wam nie powiem, tutaj niejeden skarbu szuka. Wystarczy spojrzeć jakie oni mieli rzeczy na co dzień – srebrne widelce, szczypce do cukru – aby wiedzieć, że byli bogaci. Tu pięknie musiało być za Niemca. Fotografie ze sobą zabrali. Wychodzą teraz u nich czasopisma o Prusach Wschodnich, to czasami tam coś publikują. I w Internecie można znaleźć – są zdjęcia naszej wsi, jest kościół, szkoła”.
3_2015
Wieczorem grałyśmy w zbijaka z grupą dzieci, które w swoich domach mówią po ukraińsku.
Pola do gry narysowały na asfalcie kawałkiem cegły odłupanym z poniemieckiej obory.
2_2015
„My swoich na Niemcach chowamy. Jak grabarz kopie grób i znajduje szkielet, to pogłębia
i tamten zasypuje niżej, a trumnę kładzie na wierzch. Wszystkie groby tutaj takie są”.
Na odwrocie tej tablicy upamiętniony jest Siegfried Fligge Breitliende *1841 +1915
35_2014
„A to w Rosji zrobione. Męża siostra ze swoją rodziną. I zobaczcie, czy tam na Syberii tak źle było? Ładnie poubierani. I to nie tak do fotografa tylko, tak na co dzień było”.
25_2014
„Młodej Niemce Rusek tutaj zrobił dziecko i jak potem uciekała, to wiedziała, że ono nie przeżyje. Zostawiła je tutaj takiemu jednemu kawalerowi staremu i on tę dziewczynkę wychował. Piękna panna z niej wyrosła i bardzo mu się przydała, opiekowała na starość, a potem wszystko odziedziczyła.
Pani, nasze matki to twarze sobie brudziły, włosami zakrywały, żeby tylko się nie spodobać! Ale im było wszystko jedno, oni by i na krowę wleźli, bo i sami byli jak bydło. Ale kobiety nie mówiły, bo i co miały mówić?”.
18_2014
Zahamowałam, gdy zobaczyłam szyld zakładu fotograficznego. Wewnątrz budynku szerokie, skrzypiące, drewniane schody. Zakładu nie ma od roku, działał tylko przez chwilę. Na piętrze mieszka jedna pani – „Bronisława – takie zacofane imię! Teraz nikt już dzieci tak nie chrzci”.Posadziła nas w kuchni, sama usiadła na taborecie, poczęstowała kawą i drożdżowymi bułkami. „Rodzice tu spod Suwałk przyjechali. Nas była czwórka małych dzieci, ojciec wsadził nas wszystkich do wielkiej drewnianej beczki po kapuście, beczkę na wóz i tak tu przyjechaliśmy. Ach, lalko, tu wszystko było – w jednym domu na stole zostały talerze z zupą, tak Niemcy uciekali. Mama bała się, że wrócą i nie chciała mieszkać w miasteczku, tylko w lesie, na uboczu. Zdjęć nie mam, tu fotografa nie było. Teraz tylko ten szyld wisi”.
17_2014
„W zboże uciekłem, jak wojsko przyszło, nie chciałem iść. Ale to lato było, pić się chciało, a tam z domów wyganiają, wszystkich do zagrody zapędzają. Polskie wojsko, a jak! Przecież nie moskalskie. A we wsi było 400 numerów, w każdym domu po kilkanaście ludzi. I nas wszystkich, proszę pani, do pociągu. Aż dwa parowozy musiały ciągnąć, bo tak było ciężko jechać. Miesiąc tak jechaliśmy. Aż pociąg stanął, wszyscy się rozbiegli, gdzie kto chciał, i każdy wziął to, co było.
I myśmy wzięli ten dom i tu już zostali”.
16_2014
Pomogłam Andrzejowi odpalić ciągnik w środku lasu. Jest pilarzem. Jego rodzice zostali tu przesiedleni podczas akcji „Wisła” w 1947 roku. Andrzej zna wszystkich w okolicy, dużo czyta, dużo wie i ma swoje zdanie. „Co chcecie wiedzieć? Ciągnik odpalił, to ja wam wszystko opowiem”. I opowiedział.
O tanzbudzie, która stała nad jeziorem i przez 300 lat prowadziła ją jedna rodzina. O tym, że Niemcy potrafili gospodarzyć, ale mieli też czas na zabawę i dbanie o to, co wspólne – aleje drzewne sadzili, bagna meliorowali. O fundamentach i cmentarzach w lesie. O masowych grobach znajdowanych przez przypadek podczas stawiania słupów telefonicznych. O kwitnących na wiosnę w środku lasu bzach i o słodkich, jesiennych jabłkach (próbował je szczepić na swoich jabłoniach, ale się nie dały). O Niemcach, którzy przyjeżdżali wykopywać skarby zakopane między dębami, pod kamieniami, pięć kroków od progu domu. O tych nielicznych mieszkańcach, którzy wrócili po wojnie. O tym, że na jego rozum to wszystko jedno, czy ktoś Polak, Ukrainiec, czy Niemiec – ma być dobrym człowiekiem, i tyle.
13_2014
„Lipy w tym roku nie zakwitły. Pierwszy raz, tak jeszcze nie było. Te lipy wzdłuż drogi to sadzili Niemcy. Bieda będzie, a nie miód. Niemieckie domy stały o tam, o, gdzie te kępy drzew na polach. To, co nie zostało zajęte, zostało rozebrane na cegły i koleją zwiezione na odbudowę Warszawy. A w tych domach, co zostały, to wszystko było, jakby ktoś właśnie wyszedł. Tak ludzi tu mówili. Myśmy przyszli w 1949 roku i już nic nie było, gołe ściany, a w piwnicy dwa słoiki z rabarbarem stały w kącie. Nie mamy zdjęć, bo kto wtedy miał aparat, kto myślał wtedy o tym. Potem, jak Niemcy przyjeżdżali, to robili zdjęcia. Ja się nie dziwię, że oni chcą przyjeżdżać i że im przykro na to patrzeć. Przecież każdemu, gdyby go tak wygnali, byłoby tęskno za rodzinnymi stronami. A to normalni ludzie są. Ta nasza Niemka to nam paczki przysyłała w latach 90., wtedy to były skarby tutaj”.
7_2014
„Najpierw przyszedł Niemiec, potem nastał Rusek, a na końcu przyszedł Polak” – opowiada gospodarz, przerywając pohukiwaniem na psy. Pohukuje po litewsku. Gdy powstała granica,
17 gospodarstw zostało po stronie ZSRR, a tylko 7 ‒ tutaj.
Zaproponowałam zdjęcie. Powiedział, że żona na pewno się nie zgodzi. A potem zapytał, na kiedy bym je przywiozła.
1_2014
Mówi się Litewka, a nie Litwinka. Pani Aniela urodziła się w 1942 roku pod Wilnem. W domu mówiła zawsze po litewsku, w szkole nie było wolno.
„Mała byłam, nic nie pamiętam. Rodzice by wszystko pamiętali. Ale była w życiu robota, były dzieci, to się tak nie rozmawiało o historii”.
19_2013
„Tu jest jak na polu – gdy się pracuje uczciwie, ma się duży plon. A jak nieuczciwie, to plon jest mały. Ja mam takie przekonanie, że cokolwiek robisz, rób to porządnie. Mam 22 lata, a pracuję od kiedy skończyłem 14. I jak ci mówię, żebyś zrobiła przedni wahacz, to dlatego, że on potrzebuje naprawy”.
20_2013
„Do zdjęcia to nie, bo ojciec jak pani widzi, w pidżamie właściwie i nieogolony. Ja bym go musiała podnieść, a już nie mam siły. On nie słyszy, ma 98 lat i medal Sprawiedliwego Wśród Narodów Świata. Żydków ratował, bo ich rodzina z nimi jeszcze przed wojną ten pałac na pół kupiła i sąsiadami byli. Mieszkała obok Żydówa z dziećmi, bo ją mąż zostawił. Ojciec ich chował w chlewie, potem furmanką gdzieś wywiózł, oni się uratowali i teraz ojciec dostaje taką zapomogę w dolarach, z fundacji w Ameryce. Oczywiście, my jesteśmy katolicy.
Dobrze, to pani jednak zrobi to zdjęcie, ale tylko dla nas, proszę go nie podawać do prasy. Żeby tutaj ojca nie nachodziły jakieś bandziory – bo po wojnie tak było, że go nazywali żydowskim pachołkiem i wszyscy myśleli, że od tych Żydów on dostał złoto”.
21_2013
Szłyśmy z sołtyską przez wieś. Z kieszeni ogrodniczek wyjęła papierośnicę, zapaliła samoróbkę z ruskiego tytoniu i powiedziała, że póki będzie rządzić, to nie pozwoli na asfalt, bo wieś straci urok. Pewnie, że latem piach przeszkadza, ale tutaj wszędzie są piaski i dlatego kiedyś wszyscy sadzili tytoń. Przy tytoniu zaczęła pomagać, gdy miała 11 lat. Wtedy całe łany, aż pod granicę, porastały tytoniem. Teraz zostały ugory, bo się nie opłaca. I tytoń jest nie swój, ale z Ukrainy. Jej prababcia pochodziła z Ukrainy. Trzymała suszone gruszki w płóciennym woreczku, w ogrodzie miała krzewy agrestu. Dużo opowiadała o rzezi. „Tutaj ludzie nie zapomnieli. I pewnie nie zapomną. Ale w paleniu ukraińskich papierosów przecież nikomu to nie przeszkadza”..
25_2013
„Było we wsi dwadzieścia pięć domów, w tym sześć polskich, a dziewiętnaście ukraińskich. Tak było przed wojną. Teraz tutaj tylko trzy domy zostały.
Sam nie wiem, po co to jeszcze obsiewam. Szkoda mi to wszystko, co tu było, dzikom oddać”.
28_2013
„My wszystkie jesteśmy zza Buga. Wszystkie stamtąd jako dzieci uciekałyśmy przed rzezią, z rodzicami albo jak kto mógł. I teraz mamy tutaj zespół i śpiewamy, po chachłacku. Umówimy się jutro i wam zaśpiewamy. Za te zdjęcia i za to, żeście nas odwiedziły”.
33_2013
Ma na imię Helena, ale naprawdę Olena, bo jest Ukrainką. Była na robotach w Niemczech, u bauera. Tam wzięła ślub – z Polakiem, który też był na robotach. Gdy wracali po wojnie, mąż zostawił ją w lesie przed wioską, aby rodzicom najpierw powiedzieć, że wraca żonaty. Ale rodzice nie żyli, a cała wioska była spalona. Nie mieli nic, ani nikogo.
Portret zamówili ponad 10 lat po ślubie. Był malowany ze zdjęć, które wykonano im obojgu podczas robót w Niemczech.
37_2013
W zamian za zdjęcie poznałam opowieść o okolicy, bo rodzice gospodarza byli dziećmi pracowników pobliskiego dworu. Pamiętali jak dziedziczka jechała konno na stację, w popłochu, na oklep, gdy dowiedziała się, że idą Sowieci. Wszystko zostawiła.
„Tuż po wojnie granica była dalej stąd, bardziej na wschód. Ale potem przyszło wojsko i ją przesunęli – wbili nam słupki tam za domem. I z dnia na dzień nasza szkoła i kościół znalazły się zagranicą”.
38_2013
„Wszystko się skończyło. Ludzie pouciekali, gdzie kto mógł. Najpierw przed Niemcami, a potem przed akcją Wisła. Jak przyszło wojsko, rodzice byli w polu, a ja w domu pilnowałam młodszego brata. Wzięłam go na plecy, a krowę na sznurek i uciekłam do lasu. Wioskę spalili.
Z tych, co ich wysiedlili, prawie nikt nie wrócił.
Co tu fotografować? Tak wszystko zarosło, że nawet jak jakiś turysta tu zbłądzi, to pyta, gdzie ta cerkiew. Nawet jej z drogi nie widać. A ja tam byłam chrzczona, tam co niedziela było kilkaset osób przed wojną”.
16_2013
Każdej córce utkała taką narzutę. Żeby chociaż to miały w posagu.
„Bieda była, a przecież nie wypada nic nie dać. A teraz tych narzut już nie chcą, mówią, że niemodne”.
8_2013
Pan Jan ma 94 lata i całe życie spędził w tym domu. Podjął nas zupą z fasoli i wódeczką – „dla małych pijaków, mała wódeczka”, powiedział.
Pokazał nam zdjęcia ze starego albumu. Powódź w 1975 roku – żona na nadmuchanej dętce płynie przez podwórko. Kto robił to zdjęcie ani skąd był aparat – nie pamiętał. Pamiętał za to opowieści swojego ojca o wojnie 1920 roku oraz że żona uszyła sobie sukienkę z niemieckiego spadochronu.
7_2013
Rodzice jej męża pracowali w pałacu. Ojciec był wagowym, a matka kucharką. Opowiadali, że jak pan miał imieniny, to wsiadał na konia, jechał do wsi i rozdawał dzieciom grosze i cukierki.
Dostałam jajka, ale nie za zdjęcie, bo go nie chciała – „Jest tych zdjęć dosyć, wszystko kiedyś do pieca pójdzie”.
5_2013
Zahamowałam, gdy za płotem zobaczyłam starszego, drobnego mężczyznę.
„Za chudy do zdjęcia jestem! Co pani będzie w mieście takiego suchara pokazywała!”. Opowiedział mi, jak Sowieci zabili tu dwóch Niemców. Pochowali ich – razem z zastrzelonym koniem – w jednej mogile. Wie gdzie, ale co z tego, skoro nie wiadomo, jak odszukać rodzinę. „Ale u nas to w każdej wiosce taka mogiła, i co zrobisz? Nic nie zrobisz”.
Jednak zrobiłam zdjęcie – pozował na polu, razem z wnukiem, który przyjechał pomóc dziadkowi.
4_2013
Podobno kiedyś pół wsi pracowało u dziedzica.
Podobno na tyłach pałacu znajdują się groby dawnych właścicieli.
„Podobno”, bo gospodyni, która rozmawiając ze mną, nie przerywa pielenia ogrodu, nie jest stąd. Przyszła tu za mężem, bardziej z południa, więc jej historia to Bandera i UPA, a nie ten dwór.
„Mój ojciec mi o tym opowiadał od dziecka, ale nie dawałam mu wiary, bo nikt o tym nie mówił – aż do teraz, gdy jest rocznica i w dzienniku o tej rzezi nadają. To teraz wiem, że ojciec sobie nie wymyślił”.
1_2013
„Zamęście to nie jest żaden smak” – wyszła za mąż, gdy miała 19 lat. Poznała go na zabawie. Przyjęła zaręczyny, bo dobrze tańczył. Ma pięcioro dzieci, piętnaścioro wnucząt i czternaścioro prawnucząt.
„To moje jedyne szczęście w życiu. Mówili mi: a przecież z miłości poszłaś za mąż. Ale od miłości niedaleko jest do nienawiści”.
13_2012
Wiózł bańki z mlekiem zaczepione o ramę roweru. Zwrócił się do nas z elegancją i aktorską dykcją. Zjeździł cały świat, skończył prawo, miał stałą pracę w dużym mieście. Wrócił tuta, bo poczuł się zmęczony, a tu wszystko jest prostsze i dzieje się wolniej. Kazał nam cieszyć się małymi rzeczami. Nie chciał zdjęcia, bo wszyscy, którzy są mu bliscy, mają go na co dzień.