Archiwa tagu: kobiety

38

22_2015

„ – Proszę, możecie fotografować, ja jestem żywy pomnik akcji Wisła – śmieje się gospodyni.
Zrobiłam jej portret z rodziną, a ona wyniosła z domu oprawione i powiększone zdjęcie klasowe.
– Nauczycielka mi wpoiła dbałość. Że może być wszystko skromne, ale czyste i zacerowane. I że człowieka należy oceniać po czynach, a nie wedle pochodzenia. To jestem ja. Tuż po wojnie, w szkole były dzieci polskie, niemiecki i ukraińskie. I nikomu to nie przeszkadzało.
O, to ja jestem tutaj”.

65

34_2015

Nie poznała mnie, ale mimo to zaprosiła do środka, do kuchni. Próbowałam jej przypomnieć, że byłam u niej, że jeżdżę i robię zdjęcia.
„– Oj, ale ja nie potrzebuję zdjęcia. Proszę zobaczyć, ile u mnie zdjęć” – wskazuje mi kredens w kuchni, ze zdjęciami założonymi za szybki.
„– O, jest tu to zdjęcie, które ja pani zrobiłam! Z wnukiem i córką. Córka mówiła, żeby schowała pani włosy do zdjęcia, bo kto to widział staruszkę z siwym warkoczem. A pani się uparła i powiedziała, że chce, aby tak ją pamiętać”.
Przyjrzała mi się uważnie.
„– Teraz sobie panią przypomniałam. Dzień dobry”.

66

35_2015

„Jaka tam miłość… Ale dobrze my żyli. Przyszedł czas i trzeba było mężowi umrzeć. Sama zostałam. O, tutaj cała moja rodzina. To brat, to siostra, to moja mama, to kuzynki, a tutaj druga siostra. Tak było. Lubię się położyć i tak popatrzeć sobie na nich wszystkich. I jak tak popatrzę, to czasami zasnę i mi się kto przyśni”.

70

37_2015

Zbierałyśmy razem maliny na nalewkę. Opowiadałam o Zakładzie, o spotkaniach i rozmowach.

„ – Z tego, co mówisz, to mi się wydaje, że prowadzisz Wędrowny Zakład Psychologiczny, a nie Fotograficzny. Ludziom najłatwiej jest się otworzyć przed kimś obcym, kto pojawia się tylko na chwilę. Bez zobowiązań”.

80

41_2015

„To już po ślubie, wesele było i zrobili zdjęcie dla nas.  To było w 1948 roku, już mało kto żyje. My ślub brali na zachodzie, w Giżycku. Wyjechaliśmy na roboty, żeby coś zarobić. I my się zakochali. Znaleźli cerkiew i batiuszku, a w majątku rządca zrobił nam wesele. Jeszcze się świece nie dopaliły, a mąż powiózł do moich rodziców obrączki, aby wiedzieli, że my ślub wzięli.
Dwa lata tam byłam. Brali na zachód, kto chciał, to jechał. Chciałam pieniędzy zarobić, jakoś się ubrać, a tu po wojnie nic nie było. A tam po miesiącu miałam sukienkę, pantofle – jak jakaś pani. Cała młodzież tam była wtedy”.

87

42_2015

„Jakie to młoda dziewczyna mogła mieć marzenia tuż po wojnie! Jak wtedy nic nie było, jeść nie było co.  Ale marzyłam mimo to, a pewnie. Chciałam być kiedyś pilotem samolotu i latać po świecie. Do dziś samoloty lubię, chociaż nigdy nie leciałam”.

93

44_2015

„To na paszport. Jak młoda byłam, to nie było za co zdjęcia zrobić. Proszę się wtedy u matki o zdjęcie, a skąd ona weźmie? Nie ma zdjęcia, bo nie było pieniędzy. Fotograf był, czasami przyjeżdżał do tej wioski za rzeką. Tam teraz granica.

Moja siostra już przy śmierci była i prosiła u mamusi, aby zdjęcie zrobić. A mama mówiła: a za co, skąd ja wezmę pieniędzy. I nie zrobili zdjęcia. Potem mamusia tak płakała: czemu ja u kogo pożyczyła! I teraz nie mam zdjęcia siostry. 14 lat miała, jak umarła”.

16

7_2015

Hanka ma 8 lat, zna się na truskawkach i prowadzi nas tam, gdzie rosną najlepsze.
„Deserowe są takie, aby ładnie wyglądały. Ale wcale nie są smaczne. Wcale nie wszystko, co ładnie wygląda jest dobre”.
Hanka zna ceny w skupie, upomina innych, aby nie deptali zboża i wie, kto ma czym obsiane pole. Chce zostać tutaj, na wsi, albo śpiewać. Podobno Cyganie chcieli ją wymienić za piłę motorową, ale ojciec ich pogonił.

AGA_5039

33_2014

Pani Tamara urodziła się w 1946 roku. Jej rodzice zostali przesiedleni pod Szczecin, gdy miała roczek. Wrócili tutaj niedługo potem.
„A gdzieś mam zdjęcie rodziców. Tam chyba wisi w tej szopce, co ją do rozbiórki szykujemy. Nie wiem nawet, trzeba pójść zobaczyć”.
Idziemy. Drzwi ledwie się otwierają, dach jest zarwany, podłoga też, rozbiórka częściowo już się zaczęła. Na ścianie, pod warstwą kurzu i pajęczyn, wisiał ślubny portret. Zachwyciłam się nim głośno, pani Tamara zdjęła go ze ściany i odczyściła w domu.
„Ma pani rację, że to ładne jest. Męża poproszę, aby tutaj nad wersalką na ścianie przybił, bo to rzeczywiście pamiątka”.

29

26_2014

Pojechałam po dwóch latach do pani, która robiła szydełkiem serwety z pociętych na paski torebek foliowych i do pana, który był kiedyś kinooperatorem.
„Agnieszka! Wpierw pani nie poznałam. Myśmy wypatrywali, myśleli, czy ty przyjedziesz jeszcze tu do nas. Tamta fotografia się zawieruszyła gdzieś, szukaliśmy, tak nam żal jej było. Może nam teraz jeszcze raz zrobisz?”

28

25_2014

„Młodej Niemce Rusek tutaj zrobił dziecko i jak potem uciekała, to wiedziała, że ono nie przeżyje. Zostawiła je tutaj takiemu jednemu kawalerowi staremu i on tę dziewczynkę wychował. Piękna panna z niej wyrosła i bardzo mu się przydała, opiekowała na starość, a potem wszystko odziedziczyła.
Pani, nasze matki to twarze sobie brudziły, włosami zakrywały, żeby tylko się nie spodobać! Ale im było wszystko jedno, oni by i na krowę wleźli, bo i sami byli jak bydło. Ale kobiety nie mówiły, bo i co miały mówić?”.

15

14_2014

Gospodyni stała w progu z rękoma po łokcie unurzanymi w mące. Myślała, że jesteśmy świadkami Jehowy i prawie nas pogoniła wałkiem. A skończyło się tak, że razem lepiłyśmy te pierogi, a potem dostałyśmy je na obiad. W międzyczasie poznałyśmy całą rodzinę, która przewijała się przez otwarty dom.
Na rodzinnym zdjęciu przed domem było 11 osób.

22 - Kopia

11_2014

Samochód się zepsuł. Nie chciał odpalić, za nic. Podeszło do nas dwóch gości, którzy łowili ryby nad jeziorem:
– Paliwo ma? – pyta pierwszy już z oddali, rzucając mi lekceważące spojrzenie. Wściekłam się.
– Ma. I to nie jest właściwe pytanie.
–Niech się nie obraża.
– Panie, ja tym autem kilka tysięcy kilometrów przejechałam i wiem, kiedy mi się paliwo kończy.
– Widać to za mało, aby wiedzieć, dlaczego nie chce palić. I niech się uspokoi, bo do takiego auta trzeba spokoju.

6 - Kopia

5_2014

„Jak coś kupuję to tak, aby pasowało, bo ja lubię kolory” – tłumaczyła gospodyni. Wyszywa, dzierga, robi ozdoby z papieru.
„Muszę mieć czymś ręce zajęte. Muszę robić. Jak nie robię, to po ścianach chodzę”. Poruszając się o kulach, prowadziła mnie od pokoju do pokoju i pokazywała swoje dzieła.
„Sama tak podróżuje? A jak to zdjęcie zrobi?” – zwracała się do mnie w trzeciej osobie.
Pozowała przed domem, wśród barwnych kwiatów, upewniała się, że w kadrze nie ma nic zbędnego. Odrzuciła na bok kule. „Do zdjęcia nie chcę być kaleka, ładnie ma być”.

18_2013

Jedenaście kobiet, trzy pokolenia – spotykają się w świetlicy, aby śpiewać. Po polsku, po rosyjsku i po chachłacku. Wewnątrz nieużywanego pieca trzymają flaszkę – „Chowamy tam, żeby chłopy nam nie wypiły”. Flaszka trafiła na stół, razem z wędliną, pomidorami, chlebem i tekstami pieśni. Mają koło gospodyń wiejskich, jeżdżą na festyny i przeglądy śpiewacze. „Ale wspólnego zdjęcia to my nie mamy, aż wstyd”. Zrobiłam więc jedno wspólne i osobny portret każdej z nich. Pozowały z własnoręcznie wykonanymi kwiatami z bibuły. W świetlicy ma powstać tablica ze zdjęć, z podpisami i listą nagród zespołu – „A niech zobaczą wszyscy, jakie fajne babki jesteśmy”.

21_2013

Szłyśmy z sołtyską przez wieś. Z kieszeni ogrodniczek wyjęła papierośnicę, zapaliła samoróbkę z ruskiego tytoniu i powiedziała, że póki będzie rządzić, to nie pozwoli na asfalt, bo wieś straci urok. Pewnie, że latem piach przeszkadza, ale tutaj wszędzie są piaski i dlatego kiedyś wszyscy sadzili tytoń. Przy tytoniu zaczęła pomagać, gdy miała 11 lat. Wtedy całe łany, aż pod granicę, porastały tytoniem. Teraz zostały ugory, bo się nie opłaca. I tytoń jest nie swój, ale z Ukrainy. Jej prababcia pochodziła z Ukrainy. Trzymała suszone gruszki w płóciennym woreczku, w ogrodzie miała krzewy agrestu. Dużo opowiadała o rzezi. „Tutaj ludzie nie zapomnieli. I pewnie nie zapomną. Ale w paleniu ukraińskich papierosów przecież nikomu to nie przeszkadza”..

22_2013

„Urodziłam ją, jak miałam 42 lata. Wtedy z moją pierwszą córką razem leżałyśmy na porodówce. Taki był wstyd! A teraz takie nieszczęście, cztery lata, jak umarła. Pani spojrzy – tu, na ślubie, jaka ładna. A tu już w trumnie. Na pogrzebie ktoś krzyczał, żebym ją do domu zabrała, bo ona jak żywa wyglądała. Ona tu powinna być, posprzątać, pomóc mi wody przynieść. Jabłuszka całe drzewo tak ładnie obsypali, dziczkę taką, ale nie ma komu zbierać. Ja żyję, ale nic nie pamiętam. Jakbym się z dziećmi moimi do grobu położyła. Tylko te zdjęcia.
Pani może mi to odrobić na większe?”.

26_2013

Zebrałyśmy jabłka i usmażyłyśmy z nich placki w letniej kuchni. Gospodyni powiedziała, że rano założy niedzielne ubranie i stanie przed domem tak, żeby na zdjęciu było widać kwiaty.
„Jak umrę, to będzie pamiątka. Albo jak mocno ładnie wyjdzie, to do internetu wrzucicie, może się jakiś dziadek dla mnie znajdzie”.

32

32_2013

Mąż nie żyje, z synami nie ma zgody, córka też jest wdową. Mieszkają razem, żeby było taniej i aby mieć się do kogo odezwać. Nie mają prądu, gaz się skończył, na węgiel muszą pożyczać. Oglądamy zdjęcia – głównie z pogrzebów. Zięciowie, synowie, mężowie. Wszyscy pili.
„Co my z tym zdjęciem zrobimy, córciu? Komu my to damy?”.

33_2013

Ma na imię Helena, ale naprawdę Olena, bo jest Ukrainką. Była na robotach w Niemczech, u bauera. Tam wzięła ślub – z Polakiem, który też był na robotach. Gdy wracali po wojnie, mąż zostawił ją w lesie przed wioską, aby rodzicom najpierw powiedzieć, że wraca żonaty. Ale rodzice nie żyli, a cała wioska była spalona. Nie mieli nic, ani nikogo.
Portret zamówili ponad 10 lat po ślubie. Był malowany ze zdjęć, które wykonano im obojgu podczas robót w Niemczech.

37

37_2013

W zamian za zdjęcie poznałam opowieść o okolicy, bo rodzice gospodarza byli dziećmi pracowników pobliskiego dworu. Pamiętali jak dziedziczka jechała konno na stację, w popłochu, na oklep, gdy dowiedziała się, że idą Sowieci. Wszystko zostawiła.
„Tuż po wojnie granica była dalej stąd, bardziej na wschód. Ale potem przyszło wojsko i ją przesunęli – wbili nam słupki tam za domem. I z dnia na dzień nasza szkoła i kościół znalazły się zagranicą”.

39

39_2013

Zapadał wieczór, nie miałam się gdzie podziać. Jechałam przez łąki, za wioską i zobaczyłam pasące się krowy, a z nimi starszą, szczupłą kobietę w różowej sukience, czerwonym fartuchu i czerwonej chustce na srebrnych włosach. Stała po kostki w trawie i czytała gazetę.
„Gdzie tam ładnie, ja tylko z krowami poszłam. Niczego mi nie trzeba, a na pewno nie zdjęcia. A gdzie ty, dziecko, śpisz?”.
Rano dostałam chleb z masłem i twarogiem – „Wszystko swoje robię. W domu dzieci, wnuki, to jest dla kogo. Wszystko już na młodych przepisane, oni się polem już zajmują. A my z mężem jeszcze zwierzętami, póki sił starczy. Krowy wypasam od kiedy miałam 7 lat. Teraz mam ponad 80”.

12

12_2013

Pani Olga poprawiła makijaż i usiadła do zdjęcia na werandzie swojego małego, starego domu, który odziedziczyła po babci. Babcia handlowała wódką i była nielubiana przez kobiety ze wsi. Olga, po studiach, też handlowała – masłem, kapciami, kasetami VHS z filmami Disneya, dżinsem, elektroniką, To było na początku lat 90., pod granicą z Niemcami. Wcześniej była kierowcą karetki pogotowia i jeździła taksówką. Zawsze było ciężko i wszystkiego za mało. Ma dwoje dorosłych dzieci, jedno straciła. Odeszła od męża, przeprowadziła się na wieś, teraz handluje kosmetykami.
Dała nam przepis na placki z cukinii i podarowała przetwory. „No, ładnie wyszło, fajnie. Dzieciom powysyłam. I na Naszą Klasę sobie wrzucę”.

2

2_2013

Fotografowałam wszystkie dzieci ze wsi. Dla najmłodszego z nich było to pierwsze, własne, papierowe zdjęcie w życiu.
Gospodyni zastawiła stół resztkami po niedzielnym obiedzie – był rosół, pierogi, ciasto. Zza płotu wyjrzała sąsiadka – „A mnie by pani też zdjęła?”.
Zaprosiła do domu, pokazała robione samodzielnie narzuty oraz święte obrazki i ślubny portret, którego nie lubi – „bo tak mnie namalował, że wcale siebie nie widzę”.

1

1_2013

„Zamęście to nie jest żaden smak” –  wyszła za mąż, gdy miała 19 lat. Poznała go na zabawie. Przyjęła zaręczyny, bo dobrze tańczył. Ma pięcioro dzieci, piętnaścioro wnucząt i czternaścioro prawnucząt.
„To moje jedyne szczęście w życiu. Mówili mi: a przecież z miłości poszłaś za mąż. Ale od miłości niedaleko jest do nienawiści”.

34_2012

Młoda gospodyni zagoniła wszystkie swoje dzieci do zdjęcia, wydrukowałam je w samochodzie. W całej okolicy nie było prądu – „Co ja pani mogę dać? Nawet wody teraz nie ma, bo pompa nie działa. Ale niech sobie pani zaparkuje tutaj na noc, pod płotem”.
Siedziałyśmy potem razem na ławce z widokiem na pola. Stary maluch był budą dla psa odstraszającego dziki od kartofli. Pies miał legowisko pod podwoziem, ktoś codziennie dowoził mu jedzenie. „A jak inaczej? Jak dziki przyjdą, to jedna nic i kartofli na całą zimę nie ma”.

32_2012

Gospodarz od rana krzątał się w chlewie i w stodole. Na drzwiach wisiał bukiecik z kłosów – co roku, po żniwach, wiesza nowy, na szczęście. Mruknął, że pora na śniadanie. Jego żona skończyła doić krowy, weszła do komórki, wzięła duży kosz i motykę i ruszyła w stronę furtki.
„Gdzie pani idzie?” – zapytałam zdziwiona.
„Kartofli nakopać” – odpowiedziała szybko.
Było w pół do siódmej rano, gospodyni kopała, schylona wpół, a ja wybierałam ziemniaki, otrzepywałam z ziemi i wrzucałam do koszyka. Potem razem obierałyśmy i tarłyśmy na placki to, co zebrałyśmy. Dodałyśmy dymkę wyrwaną z ogrodu za domem, śmietana ze świeżego, schłodzonego mleka zdążyła się ściąć. Gospodyni opowiadała o swoim synu, który mieszka w mieście i jest kawalerem, a ja jej opowiadałam o podróży. Spojrzała na mnie badawczo znad patelni i powiedziała: „A czego ty tak w świecie szukasz? Czemu za mąż nie idziesz? Mnie by się przydała taka synowa”.

26_2012

Zrobiłam portret kobiecie, która obchodziła 90. urodziny. Zastałam ją przy obieraniu jabłek. Przebrała się, zmieniła chustkę na głowie. Nie wszystko rozumiała, gdy mówiłam, ja nie rozumiałam prawie nic – ze „swojego”  na polski tłumaczył jej wnuk z Białegostoku, który przyjechał zająć się babcią podczas wakacji. Podarował mi jajka. Przypomniało mi się jak inna starsza kobieta powiedziała, że gdy się zjada okruszyny z chleba, to ma się piękne dzieci.

7_2012

Gospodyni podwiązywała połamane begonie. Usiadłyśmy z nią przed domem na ławce i siedziałyśmy aż do wieczora, słuchając opowieści o polskich Tatarach, o dzieciach w Hiszpanii i tegorocznych żniwach. Wjechałyśmy na podwórko, lawirując pośród kur, i zaparkowałyśmy za stodołą.
Rano zrobiłam jajecznicę z podarowanych nam jajek. Rozwiesiłyśmy gospodyni pranie i poczekałyśmy, aż przygotuje się do zdjęcia: dobrała bluzkę do spódnicy, umyła i wysuszyła włosy, założyła pantofle.
Zdjęcia zrobiłyśmy w ogrodzie, wśród kwiatów i na ławce przed domem.