– Ależ to zbyt dużo w zamian za zdjęcia!
– A gdzie tam za dużo! Szmaty po złotówkę kupuję, drę na pasy, a potem to przy oglądaniu telewizji supłam, samo się robi, cztery wieczory i gotowe. Tu sobie na podłodze w samochodzie położy i będzie miała już całkiem jak w domu.
Archiwa tagu: Suwalszczyzna
9_2014
„Dla piękności go tu postawię, tak to umyśliłam. Może być?” – pozowali na ganku domu.
Irena i Jan. Byli małżeństwem od 40 lat, nigdy nie mieli dzieci. Mieszkali w małym dworku, który przed wojną należał do majora Wojska Polskiego. Zdjęcie zamierzali wysłać siostrze i bratowej. Podarowali nam domowy twaróg, słoik świeżo usmażonych malin i butelkę mleka. Nocowaliśmy na ich łące, tuż nad jeziorem.
8_2014
Siedzieli w sześciu przy stodole, zmęczeni po pracy, czterech starszych, a dwóch młodych. Zagadałam i zaproponowałam zdjęcie:
„O nie, bo klisza pęknie! A towarzystwa panience nie trzeba? Bo tutaj kolega wolny, kawaler młody. Zmieści się tam z panienką w tej ciężarówce”.
7_2014
„Najpierw przyszedł Niemiec, potem nastał Rusek, a na końcu przyszedł Polak” – opowiada gospodarz, przerywając pohukiwaniem na psy. Pohukuje po litewsku. Gdy powstała granica,
17 gospodarstw zostało po stronie ZSRR, a tylko 7 ‒ tutaj.
Zaproponowałam zdjęcie. Powiedział, że żona na pewno się nie zgodzi. A potem zapytał, na kiedy bym je przywiozła.
6_2014
Nigdzie się nie zatrzymywałam, bo nie miałam gdzie – mijałam wielkie gospodarstwa, położone daleko od drogi, z nowoczesnymi budynkami i potężnymi maszynami rolniczymi. Na łąkach stada krów i całe łany dojrzewającego zboża. Zatrzymałam się dopiero przy zardzewiałym dystrybutorze, ale tu z kolei nie było zupełnie nikogo.
5_2014
„Jak coś kupuję to tak, aby pasowało, bo ja lubię kolory” – tłumaczyła gospodyni. Wyszywa, dzierga, robi ozdoby z papieru.
„Muszę mieć czymś ręce zajęte. Muszę robić. Jak nie robię, to po ścianach chodzę”. Poruszając się o kulach, prowadziła mnie od pokoju do pokoju i pokazywała swoje dzieła.
„Sama tak podróżuje? A jak to zdjęcie zrobi?” – zwracała się do mnie w trzeciej osobie.
Pozowała przed domem, wśród barwnych kwiatów, upewniała się, że w kadrze nie ma nic zbędnego. Odrzuciła na bok kule. „Do zdjęcia nie chcę być kaleka, ładnie ma być”.
3_2014
Z rozmowy z panem Wincentym:
„Ino odważna jesteś. Tyle świata przejechać. Forsę musisz mieć”.
„A męża czemu nie masz. Zła jesteś?”.
„Po co to tak jeździć? Domu nie masz? Nie obraź się, ale to takie cygańskie życie”.
2_2014
Zatrzymałam się, gdy zobaczyłam malowniczo położony, drewniany dom na górce. Zajrzałam przez okna – był opuszczony.
Gdy wracałam do auta, spotkałam pana Antoniego. Szedł polną drogą, pchając stary rower. Miał znoszony kapelusz, siwą brodę i błysk w oku.
„Ja do zdjęcia dziś nie stanę, wypity jestem”. Był, ale tylko trochę. Dzieci ma w Anglii i w Niemczech, mieszka z chorą żoną.
„A czy pani mężatka? Taka fajna, a nie mężatka?”.
Rozmawialiśmy jeszcze chwilę, ale zbierało się na burzę.
„No to co?” – zapytał pan Antoni. „Będziemy się żegnać?”.
1_2014
Mówi się Litewka, a nie Litwinka. Pani Aniela urodziła się w 1942 roku pod Wilnem. W domu mówiła zawsze po litewsku, w szkole nie było wolno.
„Mała byłam, nic nie pamiętam. Rodzice by wszystko pamiętali. Ale była w życiu robota, były dzieci, to się tak nie rozmawiało o historii”.
4_2012
Zaczyna się od pytania o zdjęcie, a potem już samo leci: opuszczone domy, brak pracy, nieopłacalność uprawy, wysokość rent, brak środków do życia, relacje rodzinne, tęsknota za komuną, polityka, wyjazdy zagranicę, alkoholizm, samotność starych kawalerów i wdów, problemy ze zdrowiem, brak autobusu do miasta, zamierające sąsiedztwo, wyludnione się wioski, żal za minioną młodością.
Ale czasami jest też nieufność, wypytywanie „A co pani tutaj robi, a co pani z tego ma?”, niewpuszczanie do domu ze strachu przed naciągaczami, obcymi, oszustami. „Trudno zaufać, wie pani, w dzisiejszych czasach. Nie to, co kiedyś”.
3_2012
Pierwsza przyszła pani Zosia z rowerem. Mieszka pod lasem, opowiedziała nam o cerkwi starowierów przerobionej na kościół, kupiła lody. Potem były dziewczynki z psem, listonosz, dwaj dziadkowie z wnuczką, właściciel starego junaka, stolarz jadący na obiad do domu.
Każdy, kto przychodził do sklepu, był namawiany na zdjęcie przez tych, którzy już je zrobili.„Patrz, jaką mam mordę wesołą! Rób, kiedy ostatnio u fotografa byłeś?”.
„Pani jemu portret zrobi, on tu najmądrzejszy”.
„O, sołtys jedzie, władza nasza. Sołtysie, przyjechali zdjęcie dla ciebie zrobić!”.
Przyszła też para z trojgiem dzieci, wszyscy ubrani jak na niedzielę. Oboje byli po rozwodach, za miesiąc mieli brać ślub. To zdjęcie było ich pierwszą, wspólną, rodzinną fotografią.