„A ty nie potrzebujesz czasami odpocząć od tych wszystkich historii?”.
Archiwa tagu: w drodze
21_2015
„Popatrz, tu była kiedyś wioska. Zobacz, jaki step. Gdzie takie widoki masz w Polsce? Zrób zdjęcie i powiedz, że byłaś gdzieś na Ukrainie – kto ci nie uwierzy? U nas jest dziko, ugory i nieużytki. Koniec świata u nas jest”.
19_2015
„Wie pani jakie są najgorsze drogi w Polsce?
Ruski asfalt na niemieckim bruku”.
26_2015
- Dzień dobry, podobno tu gdzieś jest poniemiecki cmentarz?
– Proszę pani, całe Prusy to jest poniemiecki cmentarz.
33_2015
„Nie bój się, dziewczyno. Ja nie Armia Czerwona”.
37_2015
Zbierałyśmy razem maliny na nalewkę. Opowiadałam o Zakładzie, o spotkaniach i rozmowach.
„ – Z tego, co mówisz, to mi się wydaje, że prowadzisz Wędrowny Zakład Psychologiczny, a nie Fotograficzny. Ludziom najłatwiej jest się otworzyć przed kimś obcym, kto pojawia się tylko na chwilę. Bez zobowiązań”.
30_2014
– Hej Aga! Możesz rozmawiać?
– Cześć. Tak, właśnie się zatrzymałam.
– Jak się masz?
– No, jadę dalej z Zakładem, jestem na Podlasiu. I wiesz co? Właśnie teraz, gdy z tobą rozmawiam, to patrzę, jak ktoś orze pole koniem. Ma bronę i koń tę bronę ciągnie. To już chyba rzadko się zdarza, prawda?
– No, raczej. A zrobiłaś zdjęcie?
– Jeszcze nie, bo z tobą rozmawiam. Rety, ja nie daję rady z tym, żeby to wszystko jeszcze fotografować. Za dużo się dzieje, a jak z kimś rozmawiam, to zapominam o robieniu zdjęć.
– Ale teraz zrób. Czekaj, to ja do ciebie oddzwonię zaraz. Rób, rób, będziesz miała do książki.
24_2014
– Ależ to zbyt dużo w zamian za zdjęcia!
– A gdzie tam za dużo! Szmaty po złotówkę kupuję, drę na pasy, a potem to przy oglądaniu telewizji supłam, samo się robi, cztery wieczory i gotowe. Tu sobie na podłodze w samochodzie położy i będzie miała już całkiem jak w domu.
16_2014
Pomogłam Andrzejowi odpalić ciągnik w środku lasu. Jest pilarzem. Jego rodzice zostali tu przesiedleni podczas akcji „Wisła” w 1947 roku. Andrzej zna wszystkich w okolicy, dużo czyta, dużo wie i ma swoje zdanie. „Co chcecie wiedzieć? Ciągnik odpalił, to ja wam wszystko opowiem”. I opowiedział.
O tanzbudzie, która stała nad jeziorem i przez 300 lat prowadziła ją jedna rodzina. O tym, że Niemcy potrafili gospodarzyć, ale mieli też czas na zabawę i dbanie o to, co wspólne – aleje drzewne sadzili, bagna meliorowali. O fundamentach i cmentarzach w lesie. O masowych grobach znajdowanych przez przypadek podczas stawiania słupów telefonicznych. O kwitnących na wiosnę w środku lasu bzach i o słodkich, jesiennych jabłkach (próbował je szczepić na swoich jabłoniach, ale się nie dały). O Niemcach, którzy przyjeżdżali wykopywać skarby zakopane między dębami, pod kamieniami, pięć kroków od progu domu. O tych nielicznych mieszkańcach, którzy wrócili po wojnie. O tym, że na jego rozum to wszystko jedno, czy ktoś Polak, Ukrainiec, czy Niemiec – ma być dobrym człowiekiem, i tyle.
12_2014
Był dzień powszedni, upał i kurz unoszący się z szosy.
Siedziałyśmy pod sklepem i jadłyśmy lody. Nic się nie działo. Patrzyłyśmy, kto jedzie drogą. Sklepowa z naprzeciwka też. Stała w progu i paliła papierosa. Przejechała fura siana, jakiś motor, kilka aut.
Na skrzypiącym składaku podjechał pan Gienio. Wziął najtańsze, mocne piwo na zeszyt i usiadł obok nas. Nie chciał zdjęcia – „Bo ja jestem jak samotny, leśny kwiat. Żona mnie zostawiła, dzieci wyjechały i siedzę w chałupie sam, tam, het, za polami. Tyle co tu rowerkiem przyjadę, żeby na ludzi popatrzeć”.
11_2014
Samochód się zepsuł. Nie chciał odpalić, za nic. Podeszło do nas dwóch gości, którzy łowili ryby nad jeziorem:
– Paliwo ma? – pyta pierwszy już z oddali, rzucając mi lekceważące spojrzenie. Wściekłam się.
– Ma. I to nie jest właściwe pytanie.
–Niech się nie obraża.
– Panie, ja tym autem kilka tysięcy kilometrów przejechałam i wiem, kiedy mi się paliwo kończy.
– Widać to za mało, aby wiedzieć, dlaczego nie chce palić. I niech się uspokoi, bo do takiego auta trzeba spokoju.
8_2014
Siedzieli w sześciu przy stodole, zmęczeni po pracy, czterech starszych, a dwóch młodych. Zagadałam i zaproponowałam zdjęcie:
„O nie, bo klisza pęknie! A towarzystwa panience nie trzeba? Bo tutaj kolega wolny, kawaler młody. Zmieści się tam z panienką w tej ciężarówce”.
6_2014
Nigdzie się nie zatrzymywałam, bo nie miałam gdzie – mijałam wielkie gospodarstwa, położone daleko od drogi, z nowoczesnymi budynkami i potężnymi maszynami rolniczymi. Na łąkach stada krów i całe łany dojrzewającego zboża. Zatrzymałam się dopiero przy zardzewiałym dystrybutorze, ale tu z kolei nie było zupełnie nikogo.
3_2014
Z rozmowy z panem Wincentym:
„Ino odważna jesteś. Tyle świata przejechać. Forsę musisz mieć”.
„A męża czemu nie masz. Zła jesteś?”.
„Po co to tak jeździć? Domu nie masz? Nie obraź się, ale to takie cygańskie życie”.
24_2013
„Kobieta? Tym autem? Sama? Pani żartuje”.
39_2013
Zapadał wieczór, nie miałam się gdzie podziać. Jechałam przez łąki, za wioską i zobaczyłam pasące się krowy, a z nimi starszą, szczupłą kobietę w różowej sukience, czerwonym fartuchu i czerwonej chustce na srebrnych włosach. Stała po kostki w trawie i czytała gazetę.
„Gdzie tam ładnie, ja tylko z krowami poszłam. Niczego mi nie trzeba, a na pewno nie zdjęcia. A gdzie ty, dziecko, śpisz?”.
Rano dostałam chleb z masłem i twarogiem – „Wszystko swoje robię. W domu dzieci, wnuki, to jest dla kogo. Wszystko już na młodych przepisane, oni się polem już zajmują. A my z mężem jeszcze zwierzętami, póki sił starczy. Krowy wypasam od kiedy miałam 7 lat. Teraz mam ponad 80”.
6_2013
„Ludzie stąd powymierali, a tu u wszystko zostało – lasy, rzeka, czyste powietrze” – powiedziała córka dawnych gospodarzy, która planuje przerobić starą chałupę na domek letniskowy. Podobno w tych okolicach już więcej przyjezdnych niż starych mieszkańców.
„Ja wiem, czego pani szuka, ale spóźniła się pani”.
20_2012
Podobno karton papierosów kosztuje na Białorusi 5 euro.
Podobno wożenie spirytusu już się nie opłaca.
Podobno litr paliwa chodzi tam za 2,7 zł. U nas na „metach” jest drożej.
„Zakład Fotograficzny? Tylko pani tu zdjęć nie robi, bo ja tu na bakier z prawem.
Ropa czy benzyna?”.
18_2012
- Dobry wieczór. Przepraszam, że tak późno. Ja prowadzę Wędrowny Zakład Fotograficzny…
– Aaaa! Wiem, wiem. To samo, co we wsi obok było.
– To pan słyszał już…?!
– No przecież ja tam wszystkich znam, będą jeszcze przez tydzień gadać. Pani zatrzyma się tu na noc, to mój plac. Tylko latarni nie ma, bo burza gdzieś przewody zerwała.
– A tu jest bezpiecznie?
– Mur beton! No co pani – tu żywej duszy nie ma, to i nikt krzywdy nie zrobi. Chyba że się pani duchów boi. Albo imigrantów, co nielegalnie granicę przechodzą. Ale ich to nie ma się co bać, oni sami przerażeni.
11_2012
W nocy obudził nas strażnik, który zapytał, czy wszystko w porządku, ale nie poprosił o dokumenty i życzył nam spokojnej nocy. Gospodyni od rana w doskonałym humorze – nasmażyła nam placków z jabłkami. Urządziłyśmy sobie kąpiel w wodzie ze studni. Znowu przyjechali strażnicy. Zapytali, czy się nie boimy i co z tego mamy, że tak jeździmy. Poradzili nam, dokąd jechać dalej, podali numer telefonu na wypadek problemów i kazali dzwonić o każdej porze. Gospodyni urządziła sobie prawdziwą sesję zdjęciową – pozowała wśród kwiatów przed domem, na tapczanie w jadalni, w kapeluszu. Przebierała się trzy razy.
8_2012
Rozmawialiśmy przy płocie jego domu. Był raczej po siedemdziesiątce i wyglądał na zmęczonego. Zapytałam, co jego zdaniem wydarzy się dalej. „Jak już wszyscy tu umrzemy, to ktoś tu przyjedzie, maszynami domy porozwala i wszystko zaora. Tak będzie”.
Dał mi jabłka na drogę.
6_2012
Bywają zrobione ze starego, żelaznego łóżka, z foteli wyciągniętych ze zużytego samochodu, z wypełnionych słomą worków. Bywają nowe – parkowe, ogrodowe. Ale najczęściej to dwa pieńki z deską.
Na ławeczki wychodzi się wczesnym wieczorem. Kiedyś się na nich przesiadywało, teraz czas siedzenia wyznacza ramówka telewizyjna. Często nie ma na nich nikogo. Nadal bywa to dobre miejsce do zrobienia fotograficznego portretu.