Archiwa tagu: wszystko się kończy

AGA_1909

1_2_2015

„Przyjeżdżają do nas wycieczki – Niemcy, Skandynawowie, nawet Japończycy byli. Niech mi pani powie, gdzie w Polsce pani na wsi spotka Murzyna? A do nas i tacy na wycieczki przyjeżdżają, aby prawdziwe wiejskie życie zobaczyć. Bo to teraz jest egzotyka!
Jak Niemcy przyjeżdżają, to się wzruszają, ale nie tym, że to kiedyś było ich, ale tym, że przypominają sobie jak wieś wygląda. Bo u nich to już tylko autostrady, fermy, fabryki, wsi takiej, o, nie ma”.

57

31_2015

Pod granicą z Rosją spotykałam ludzi, którzy urodzili się w Bieszczadach, w Beskidzie Niskim. W Tworylnym, Jaworniku, Duszatynie.
„Ja jestem Łemko. U nas całe wsie były łemkowskie”. Pamiętają z nich klepiska, strzechy, piece, żarna, łapcie, koszule z konopi, wesela, nazwy strumieni i najbliższych miasteczek.
„Takich wiosek to już nie masz. Kto by wtedy pomyślał, że lodówka będzie w domu? Albo telefon? Tam teraz wszystko zarośnięte, nic nie ma. Minęło, poszło, a co będzie, to nie wiadomo”.
Byłam w Tworylnym dwa lata temu i miałam przy sobie zdjęcia z tej wyprawy. Chciałam je pokazać, ale nie chciał oglądać, przeklął tylko coś pod nosem. Potem jego żona powiedziała mi, że był w Tworylnym kilkanaście lat temu. Zobaczył miejsce po swoim rodzinnym domu. W piwnicy znalazł zardzewiałą podkowę i wziął ją ze sobą. I powiedział, że nigdy nie wybaczy.

66

35_2015

„Jaka tam miłość… Ale dobrze my żyli. Przyszedł czas i trzeba było mężowi umrzeć. Sama zostałam. O, tutaj cała moja rodzina. To brat, to siostra, to moja mama, to kuzynki, a tutaj druga siostra. Tak było. Lubię się położyć i tak popatrzeć sobie na nich wszystkich. I jak tak popatrzę, to czasami zasnę i mi się kto przyśni”.

27

13_2015

„Mój ojciec miał 10 hektarów od Piłsudskiego. I po wojnie to już był kułak! Dwa lata pracowałem w kopalni jako syn kułaka. Jaki to kułak! Jak my tu przyszli, to cepem robili, kosą kosili i konikiem orali. Potem powiększyłem gospodarkę do 40 hektarów. A mój syn ma już 400 hektarów – bo są możliwości, a on się nie boi pracować.
Ludzie tęsknią za komuną, bo rozumu nie mają. Prawda, że wtedy można było wszystko sprzedać, ale nie pamiętają, że nic kupić nie mogli, że nic na własność nie mieli. Ale ludziom to pasowało – tak przed wojną, jak i po. Że on idzie do pana pracować, albo do PGR-u, ktoś mu mówi, co ma robić, on robi, a reszta to nie jego zmartwienie i ryzyko. I teraz to wraca znowu – ludzie wolą do kogoś iść, niż na swoim pracować”.

20

9_2015

Sołtys ma wykrywacz metali i chodzi z nim po lesie. Wierzy, że gdzieś są skarby zakopane przez Niemców. „Ale więcej wam nie powiem, tutaj niejeden skarbu szuka. Wystarczy spojrzeć jakie oni mieli rzeczy na co dzień – srebrne widelce, szczypce do cukru – aby wiedzieć, że byli bogaci. Tu pięknie musiało być za Niemca. Fotografie ze sobą zabrali. Wychodzą teraz u nich czasopisma o Prusach Wschodnich, to czasami tam coś publikują. I w Internecie można znaleźć – są zdjęcia naszej wsi, jest kościół, szkoła”.

25

23_2014

„Ale na obiad to zostaniesz, co? A potem pójdziemy na cmentarz”.
Mieszkają w szeregowych domkach dla niemieckich parobków, którzy pracowali we dworze, potem był tu PGR.
„Jak dzieciakiem byłem, to Niemcy przyjeżdżali, robili zdjęcia. Jak się mówiło guten Tag, albo danke, to dawali po pięć marek”.
Sam pochodzi z białostockiego. Jego rodzice mieszkali w Łapiczach, obok Krynek. Ostatni raz był tam 20 lat temu. Ja byłam tam z Zakładem w 2012 – opowiedziałam mu więc, jak teraz Łapicze wyglądają, kto mieszka, co słychać. „Myślałem, że tam już wszyscy powymierali”.

38

38_2013

„Wszystko się skończyło. Ludzie pouciekali, gdzie kto mógł. Najpierw przed Niemcami, a potem przed akcją Wisła. Jak przyszło wojsko, rodzice byli w polu, a ja w domu pilnowałam młodszego brata. Wzięłam go na plecy, a krowę na sznurek i uciekłam do lasu. Wioskę spalili.
Z tych, co ich wysiedlili, prawie nikt nie wrócił.
Co tu fotografować? Tak wszystko zarosło, że nawet jak jakiś turysta tu zbłądzi, to pyta, gdzie ta cerkiew. Nawet jej z drogi nie widać. A ja tam byłam chrzczona, tam co niedziela było kilkaset osób przed wojną”.

24_2012

Obok nieczynnej świetlicy jest nieczynny sklep. Są też nieczynne skupy mleka, nieczynne szkoły, nieczynne punkty biblioteczne. Dobrze mają się tylko ochotnicze straże pożarne.
Podszedł do nas starszy pan i zapytał, czym handlujemy, bo sądził, że prowadzimy obwoźny sklep. Pytamy, co potrzeba. „Bateryjkę do budzika” – odpowiada, a ja sprawdzam i okazuje się, że mam taką, pasującą.
Dostałyśmy w zamian ze trzy kilogramy kartofli

12_2012

„Nic nie ma, wszystko się kończy. Nie ma sklepów, nie ma zabaw, nie ma pracy. Za 600 złotych renty to człowiek nie pobryka. Kiedyś inaczej było. Wszystko było. Teraz nie ma nic. Tutaj wszyscy o nas zapomnieli”.
Zrobiłam jej zdjęcie z wnuczkiem na rękach, podobno pierwsze, na którym są tylko we dwójkę. „Dawno mnie nic tak dobrego nie spotkało” – powiedziała na pożegnanie.

6_2012

Bywają zrobione ze starego, żelaznego łóżka, z foteli wyciągniętych ze zużytego samochodu, z wypełnionych słomą worków. Bywają nowe – parkowe, ogrodowe. Ale najczęściej to dwa pieńki z deską.
Na ławeczki wychodzi się wczesnym wieczorem. Kiedyś się na nich przesiadywało, teraz czas siedzenia wyznacza ramówka telewizyjna. Często nie ma na nich nikogo. Nadal bywa to dobre miejsce do zrobienia fotograficznego portretu.

4_2012

Zaczyna się od pytania o zdjęcie, a potem już samo leci: opuszczone domy, brak pracy, nieopłacalność uprawy, wysokość rent, brak środków do życia, relacje rodzinne, tęsknota za komuną, polityka, wyjazdy zagranicę, alkoholizm, samotność starych kawalerów i wdów, problemy ze zdrowiem, brak autobusu do miasta, zamierające sąsiedztwo, wyludnione się wioski, żal za minioną młodością.

Ale czasami jest też nieufność, wypytywanie „A co pani tutaj robi, a co pani z tego ma?”, niewpuszczanie do domu ze strachu przed naciągaczami, obcymi, oszustami. „Trudno zaufać, wie pani, w dzisiejszych czasach. Nie to, co kiedyś”.

1_2012

Celowo wybieram domy po wyglądzie – im smutniej i biedniej, tym większą mam nadzieję, że zdjęcie może się komuś przydać. Dużo jest domów opuszczonych – zatrzymuję się przy nich i wścibsko zaglądam do środka. W tym jednak ktoś mieszkał.Jeśli się nie boicie, to wchodźcie – gospodarz siedział przy rozwalającym się kuchennym stole i zabijał muchy. Nie chciał zdjęciła, bo nie miałby go komu dać. Kwiaty przed domem posadziła matka. Zmarła niedawno, a kwiaty dalej rosną same.

„Pokierował” nas do sąsiada, wsiadł na składak i objechał całą wieś, mówiąc wszystkim, że fotograf przyjechał.