Zatrzymałam się, gdy zobaczyłam malowniczo położony, drewniany dom na górce. Zajrzałam przez okna – był opuszczony.
Gdy wracałam do auta, spotkałam pana Antoniego. Szedł polną drogą, pchając stary rower. Miał znoszony kapelusz, siwą brodę i błysk w oku.
„Ja do zdjęcia dziś nie stanę, wypity jestem”. Był, ale tylko trochę. Dzieci ma w Anglii i w Niemczech, mieszka z chorą żoną.
„A czy pani mężatka? Taka fajna, a nie mężatka?”.
Rozmawialiśmy jeszcze chwilę, ale zbierało się na burzę.
„No to co?” – zapytał pan Antoni. „Będziemy się żegnać?”.
2_2014
Napisz odpowiedź